środa, 26 sierpnia 2015

Miniaturka 'Największy z błędów'

Miniaturka +18 

Witam, 
Rozdział pojawi się niedługo... Wakacje, wiecie jak to jest z czasem... A jak na razie miniaturka. :)


'Największy z błędów'
Sweet 

Nigdy nie myślałam, że do tego dojdzie. Dałam mu całe moje serce, kochałam go, myślałam, że on też mnie kocha, a On... Ehh... Znów wracają wspomnienia, nienawidzę ich. Na początku czułam się winna, myślałam, że ta sytuacja to moja wina, ale teraz myślę inaczej. Może zacznę od początku, tak będzie łatwiej mi się z tym uporać. Tak, zdecydowanie tak. Ostatni raz do tego wracam, od początku do końca.
Wszystko zaczęło się na siódmym roku, po wygranej z Voldemortem. Zaczęliśmy spoglądać na siebie inaczej.. Znaczy on na mnie, bo ja się w nim kochałam od 3 lat... Zaczął mnie adorować, dawać drobne prezenciki, uśmiechał się do mnie za każdym razem jak go widziałam, dawał buziaka w policzek na dzień dobry i na dobranoc... To było miłe uczucie, że komuś na tobie zależy... Po świętach Bożego Narodzenia zaczęliśmy ze sobą chodzić. To było wspaniałe uczucie, wszystkie dziewczyny mi zazdrościły, nie raz myślałam, że mnie zamordują na miejscu... Tak, On stał się prawdziwym mężczyzną, obiektem pożądania, ale ja też nie byłam obojętna chłopcom. Byliśmy najpopularniejszą parą w szkole, wszyscy o nas wiedzieli, wszyscy nam zazdrościli naszej miłości. Czysto krwisty i szlama. Po szkole zamieszkaliśmy razem, On zaczął pracować jako Auror, a ja jako Magomedyk. Wszystko układało się wspaniale, do czasu, aż nie powiodła mu się jakaś misja... Poszedł do pubu i wrócił kompletnie pijany, zaczął krzyczeć, pokłóciliśmy się, On poszedł spać, a ja zostałam w salonie, położyłam się na kanapie i przepłakałam całą noc. Następnego dnia mnie przeprosił, wybaczyłam mu i myślałam, że będzie tak jak dawniej, czyli idealnie. Oczywiście nie było idealnie już nigdy... Coraz częściej przychodził pijany, kłóciliśmy się o wszystko, obarczał mnie winą za niepowodzenia w pracy, mówił, że to przeze mnie mu nic nie wychodzi, że jestem beznadziejną, nic nie wartą szlamą... A ja mu wierzyłam. Zwolniłam się z pracy, czułam się beznadziejnie, bałam się, że przeze mnie ktoś może umrzeć. Kilka dni później poszliśmy do pubu na imprezę z przyjaciółmi. Nigdy nie był w stosunku do mnie, aż tak zaborczy i tak obleśny. Obmacywał mnie przy wszystkich, całował z niespotykaną brutalnością, a gdy chciałam wyjść, skutecznie mnie przytrzymał. Do tej pory mam ślady jego paznokci na nadgarstku... Chwile po tym jak mnie zatrzymał, podszedł do baru i zaczął podrywać jakąś zdzirę, by po chwili ją bezceremonialnie pocałować. Udawałam, ze tego nie widzę, moi znajomi też. Myśleli, że jestem silna, że z nim od razu zerwę. Ale ja nie była silna i go kochałam. Gdy wróciliśmy tego wieczoru do domu, od razu położyłam się spać, On dał mi spokój tego wieczoru i następnego... Na pierwszą rocznice dostałam śliczne limo pod okiem. Gdy On jak zwykle pijany wrócił i zobaczył zastawiony stół, usiadł tylko i zaczął się obżerać, nawet się ze mną nie witając. Widząc to wyszłam z kuchni, zapłakana. Nie pamiętał o naszej rocznicy, to było smutne. Do tej pory mam ciarki gdy przypomnę sobie w jaką wpadł furię, gdy zobaczył, że płaczę. Powiedział, że nie jestem warta jego pamięci, jestem tylko nic niewartą szlamą, podniósł ręka, a później widziałam tylko ciemność. Gdy się obudziłam pod okiem miałam siniaka, a moja głowa pękała z bólu. Nie miałam nawet śmiałości marzyć, ze mnie za to przeprosi... Ale ja wciąż go kochałam.
Pamiętam nasze pierwsze wspólne święta Bożego Narodzenia. Zaprosiliśmy najbliższą rodzinę i przyjaciół. Bawiliśmy się wyśmienicie, znów stał się kochającym chłopakiem, komplementował mnie, jak i wysiłek włożony w przygotowanie kolacji, miałam nadzieję, że tak już pozostanie. Czułam, ze moje serce znów mocniej bije, tylko dla niego... Wszystko skończyło się gdy wyszli goście. To był pierwszy raz od pół roku, gdy nie wypił tyle, żeby nie ustać na własnych nogach. Uderzył mnie w twarz, upadłam na podłogę, a On zaczął mnie kopać po brzuchu, wykrzykując przy tym obelgi skierowane w moją stronę. Wykrzyczał każdy mój błąd dzisiejszej kolacji, począwszy od tego jak ja byłam ubrana, kończąc na tym, że zupa była za słona. Podniósł mnie i rzucił mną o ścianę. Krzyczałam z bólu, łzy już dawno rozmazały mój makijaż, czułam się... Tego nie da się wyrazić słowami... Nawet w takcie wojny, nie czułam się tak koszmarnie jak teraz... A to wszystko przez mężczyznę, którego kochałam. Chyba. Od tamtej pory zaczęłam mieć wątpliwości, czy to co On mówi, aby na pewno jest prawdą. Nie śmiałam jednak wypowiedzieć ich na głos. Zabiłby mnie... Prezentem gwiazdkowym było brutalne pobicie, złamałam przy tym tylko trzy żebra. Był spokój może przez miesiąc, bo to że pił codziennie i wyzywał mnie od najgorszych stało się dla mnie normalne. Przy nim robak był bardziej wartościowy niż ja.
Dwa miesiące po świętach On stracił pracę, a ja nie mogłam wrócić do swojej, bo niby jak miałam usprawiedliwić moje siniaki na całym ciele, których zamiast ubywać, to przybywa... Wiedziałam, że to moja wina, czułam się winna tego, że stracił pracę, a On mnie w tym upewniał, wcześniejsze wątpliwości znikły bez śladu. Utrzymywaliśmy się z moich oszczędności. Wiedziałam, że nie starczy nam to na długo, szczególnie jeśli będzie codziennie wychodził i zalewał się w trupa, w pubie. Powiedziałam mu o tym. Takiej furii jeszcze nie widziałam, w jego oczach. Nigdy. To był najgorszy dzień w moim życiu. Przyciągnął mnie do ściany i zaczął podduszać, zrywając przy tym moje ubrania. Gdy już byłam naga, poluzował troszkę uścisk na moim gardle, tak że mogłam wreszcie zaczerpnąć oddechu. Zaczęłam go błagać o litość, pierwszy raz śmiałam mu się w jakikolwiek sposób sprzeciwić, to rozzłościło go jeszcze bardziej. Pchnął mnie na stół, za wszelką cenę starałam mu się wyrwać, ale on tylko śmiał się ze mnie, po czym mocno uderzył mnie w twarz, przed oczyma zrobiło mi się czarno lecz nie umiałam zemdleć.
- Jesteś tylko brudną, szlamowatą zdzirą. Szarp się dalej podoba mi się to – szeptał mi do ucha, nie zważając na moją rozpacz. – od teraz będziesz moją własną kurwą, szlamciu.
Krzyczałam, gdy zaczął tarmosić moje piersi, a ręce przywiązał mi nad głową za pomocą zaklęcia. Rozpiął swoje spodnie i ściągnął bokserki, zacisnęłam uda nie pozwalając mu zrobić TEGO, ale to go nie powstrzymało. Szybko rozciągnął moje uda i wbił się we mnie mocno i gwałtownie. Zaczął poruszać się szybko nie zważając na nic, jedynie jego przyjemność się liczyła, a ja ? Dusiłam się szlochając z bólu. Miałam ochotę umrzeć. Niczego innego nie pragnęłam jak śmieci. Doszedł we mnie, śmiejąc się przy tym okropnie, gdy ja byłam na skraju szaleństwa z bólu i upokorzenia. Nigdy przez całe moje życie nie czułam się tak upokorzona i tak nic niewarta. Tak się zakończył mój pierwszy akt seksualny.
Co wtedy do Niego czułam ? Nienawiść. Palącą nienawiść, ale też zabójczy strach. Bałam się go, dlatego nie odeszłam. Od tamtej pory gwałcił mnie co najmniej raz w tygodniu.
Dwa miesiące po pierwszym gwałcie poprosił mnie o rękę. A raczej oznajmił, że od dzisiaj jesteśmy zaręczeni, zdziwiłam się gdy dał mi pierścionek. Bardzo się zdziwiłam. Poszliśmy to uczcić z przyjaciółmi, do pubu, w którym jest więcej dziwek niż pozostałych klientów. Kiedy oni świętowali ja przeżywałam żałobę, wiedziałam, że wpadłam w pułapkę, bałam się że nie znajdę z niej wyjścia. Ale ono ukazało mi się szybciej niż myślałam, a dokładnie skierowane we mnie oczy pewnej osoby. Gdy On poszedł tańczyć wraz z naszymi znajomymi ja zostałam sama, widziałam jak On podrywa jakąś kurwę, po czym kieruje się z nią do pokoi, w których robi się tylko jedną rzecz... Wtedy podszedł do mnie człowiek, którego wzrok wcześniej na sobie zobaczyłam, wyciągnął do mnie rękę i kiwnął głową na znak, że mam z nim iść.. Nie umiałam odczytać z jego oczu żadnych emocji, nie wiedziałam, czego może ode mnie chcieć. Ale zaryzykowałam, coś mi mówiło, że mam mu zaufać.
Dwa lata zajęło mu oswojenie mnie. Dwa lata codziennie powtarzał, że jestem piękna, tak żebym znów uwierzyła w siebie. Dwa lata przekonywał mnie, że nie ma brudnej i czystej krwi. Dwa lata, żebym odzyskała siebie. Dwa lata, w których pokochaliśmy się bezgranicznie. Teraz jesteśmy rok po ślubie. Teraz patrzę na mojego męża, który smacznie śpi i wiem, że trzy lata temu podjęła najlepszą z możliwych decyzji, dzięki temu mam rodzinę którą bezgranicznie kocham.
Dokładnie trzy lata temu uwolniłam się od mojego oprawcy.
Dokładnie rok temu wyszłam za mężczyznę mojego życia.
Nazywam się Hermiona Malfoy, jestem żoną Draco Malfoya i matką Scorpiusa.
Moim największym życiowym błędem jest Ronald Weasley, któremu nigdy nie wybaczę tego co mi zrobił.
Po raz ostatni wracam do przeszłości, do Niego – Ronalda Weasleya, który jest moim demonem przeszłości.
Demonem którego właśnie pokonałam.  

wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 5

Witamy!
Tak, rozdział wyszedł mega późno. *skruszona minka* Dziękujemy za wyczekiwanie :3
Tak jeszcze przypomnę, że na stronce pojawiła się miniaturka 'Dzień dobry'
Dziękuję za komentarze pod nią *.* 
i za komentarze pod resztą rozdziałów, to wiele dla nas znaczy :3
Zapraszamy do czytania,
Enjoy!

Sweet & Opugno

- Pięćdziesiąt osób nie żyje, z tego sześć szlam, setka osób rannych – Voldemort czytał nagłos raport z pierwszej misji swoich dzieci.
- Spisali się świetnie jak na pierwszą misje mój Panie – mruknęła cicho Bellatrix, która towarzyszyła rodzeństwu, podczas misji.
- Nie prosiłem cię o komentarz Bello, ale masz racje, spisali się świetnie. Zresztą czego się spodziewać, w końcu to moje potomstwo. Możesz odejść – powiedział patrząc w stronę śmierciożercy.
- Mój Panie – powiedziała skłaniając się, po czym szybko wyszła.
- Możecie już ściągnąć maski – mruknął do bliźniaków, po czym popatrzył z powrotem na dokumenty - Jutro bal idźcie już spać, po balu powiadomię was o kilku szczegółach waszej drugiej misji.
- Dobranoc ojcze – powiedziała dziewczyna i ciągnąc swojego brata za sobą wybiegła z gabinetu Toma. - Och! Już się nie umiem doczekać, a ty?
- Bal jak bal, nie ma czym się ekscytować – odpowiedział idąc w stronę ich sypialni.
- To nie fair! Na ilu balach już byłeś – zapytała z wyrzutem.
- Na kilku – odpowiedział rozbawiony, po czym dodał tak aby siostra nie usłyszała – nastu.
- No właśnie! A ja byłam tylko na tym w czwartej klasie! Mam prawo być podekscytowana
- Jak każda dziewczyna – powiedziawszy to Theo pokazał jej język.
- Spadaj! - rozbawiona dziewczyna popchnęła go na drzwi jego pokoju, następnie udając obrażoną weszła do swojego pokoju trzaskając drzwiami. Theodor śmiejąc się wszedł do swojego pokoju, po czym nalał sobie Ognistej do szklanki i stanął naprzeciwko okna myśląc o swoim najlepszym przyjacielu. Jak mogę ukrywać prawdę przed człowiekiem, który zna każdy mój sekret. Takie i inne myśli krążyły mu po głowie przez cały wieczór.
***

Nareszcie nadszedł długo wyczekiwany przez Hermionę dzień balu. Pomimo, że bal miał zacząć się dopiero o 16, dziewczyna wstała bardzo wcześnie, żeby z wszystkim zdążyć. Mimom ogólnego zdenerwowania, nie umiała się już doczekać. Tego dnia zamierzała oczarować wszystkich zebranych na balu. Swój maraton piękności zaczęła od długiej kąpieli i umycia włosów, po wysuszeniu i wyprostowaniu ich ułożyła je w wymyślny niski koczek, tak, że pojedyncze pasma włosów wysunęły się i opadały swobodnie na ramiona. Potem zajęła się paznokciami i makijażem. Na oczach zrobiła sobie grube czarne kreski i użyła czarnego oraz złotego cienia do powiek. Paznokcie pomalowała na czarno, a następnie złotym lakierem domalowała wymyślne wzorki. Wszystko dobrała tak, żeby pasowało jej do sukienki. W końcu, gdy skończyła, podekscytowana założyła sukienkę i czarne szpilki. Stanęła jeszcze na chwilę przed dużym lustrem w garderobie i podziwiała efekt swoich wielogodzinnych starań. Spojrzała na zegar i zauważyła, że jest już 16:00, szybko przemknęła do pokoju Theo i usiadła na jego łóżku. Chłopak stał tyłem do łóżka przed szafą w samych bokserkach i próbował założyć koszulę.
- Ale się guzdrasz! - zaczęła narzekać.
- Czy to przypadkiem nie ja powinienem to mówić tobie?
- Możliwe, ale to nie ja biegam jeszcze w samej bieliźnie – odpyskowała bratu rozbawiona Hermiona.
- No już ubieraj się, jeśli wejdziemy teraz, to zrobimy sobie idealne wejście. Bal się zaczął jakieś 10 minut temu – młoda kobieta, specjalnie dodała kilka minut, żeby pogonić brata.
- Narzekasz, lepiej pomóż mi ten krawat zawiązać – w tym momencie Theodor zauważył siostrę i zaniemówił.
- Co jest? - spytała przerażona Hermiona, myśląc, że źle wygląda, przy okazji podeszła do niego i zawiązała mu krawat.
- Wow. Wyglądasz pięknie – wydusił z siebie w końcu i zaoferował jej ramię.
- Dzięki – uśmiechnęła się i dała się zaprowadzić do sali balowej.


***

Sala zmieniła się nie do poznania. Przystrojona różnorodnymi kwiatami i gustownymi girlandami w kolorze kremowym nadawały sali ekskluzywnego wyglądu. Ze wszystkich stron dało się słyszeć delikatną nastrojową muzykę. Wszędzie były poustawiane okrągłe mahoniowe stoliki dla gości, a po środku zostawiono miejsce na parkiet, z lewej strony przy ścianie było niewielkie podwyższenie, a na nim ustawiony był mahoniowy stół, za nim były cztery krzesła, zwrócone w stronę mniejszych stolików, bliźniaki domyśliły się, że to dla ich rodziny. Pomieszczenie było wypełnione arystokratami w drogich wymyślnych strojach i pasujących do nich maskach.
Rozmowy gwałtownie przycichły, gdy rodzeństwo weszło do środka i większość oczu skierowało się właśnie na nich. Theodor i Hermiona zatrzymali się na szczycie schodów i odczekało chwilę, aby skrzat mógł ich zapowiedzieć.
- Panie i Panowie! Rodzeństwo Riddle!
Powoli zeszli po schodach, żeby na dole spotkać swoich rodziców. Usiedli razem do stołu, a skrzaty zaczęły roznosić różne dania. Po posiłku rodzice wzięli dzieci i zaczęli ich przedstawiać najważniejszym śmierciożercom. Po kilku takich zapoznaniach cała czwórka podeszła do rodziny Malfoy.
- Pragnę wam przedstawić moich najważniejszych i najwierniejszych popleczników. Oto Lucjusz Malfoy i jego żona Narcyza. A to jest ich syn Draco Malfoy – Tom przedstawił śmierciożerców swojej rodzinie. Hermiona poczuła się dziwnie, gdy Draco pocałował jej dłoń, ale nie dała po sobie tego poznać. Zdziwiło ją też to, że młody Malfoy zwrócił się potem do jej ojca i spytał czy może z nią zatańczyć. Nie mając nic do powiedzenia chłopak porwał ją do tańca. Po chwili czy tego chciała, czy nie, musiała przyznać że Malfoy bardzo dobrze tańczy.
- Znamy się? - spytał w końcu znudzony ciszą Draco.
- Może.
- Zawsze jesteś taka tajemnicza?
- Może – odpowiedziała i uśmiechnęła się ironicznie
- Śmiem wątpić w naszą wcześniejszą znajomość, na pewno zapamiętałbym tak piękną kobietę jak ty.
Hermiona uśmiechnęła się tylko delikatnie, w ten sposób dziękując za komplement, lecz niezręczność tej sytuacji sprawiała, że chciała jak najszybciej zakończyć taniec. Gdy piosenka się skończyła podziękowała i usiadła przy swoim stole. Nigdzie nie mogła odnaleźć swojego brata, więc porozumiała się z nim telepatycznie.
- Theo?
- Hmm?
- Nudzi mi się.
- Mi też.
- Zrywamy się na kameralną imprezkę do twojego pokoju?
- Jasne. Wezmę tylko Ognistą z kuchni i widzimy się u mnie –
zadecydował chłopak.
Rodzeństwo spotkało się przy wyjściu, pożegnało się z rodzicami i ruszyło w stronę swojego skrzydła.

***

Po tańcu Draco zapragnął zaczerpnąć świeżego powietrza i wyszedł do ogrodów Riddle Manor. Zdążył porządnie zmarznąć i chciał wracać, ale nieznajome sylwetki w sąsiednim skrzydle sprawiły że skierował się właśnie tam. Wszedł do środka i usłyszał tuptanie stóp i zamykanie drzwi. Przeszedł więc długi korytarz z którego dobiegały odgłosy i nasłuchiwał. Po chwili zobaczył sylwetkę kobiety i zamykane za nią drzwi. Podkradł się pod nie i z różdżką w pogotowiu wszedł do pomieszczenia. Gdy jego oczy przyzwyczaiły się do jasnego pomieszczenia stanął jak zamurowany. Hermiona i Theodor także zaniemówili. Pierwszy odezwał się brat Hermiony.
- Smok. O kurwa, co ty tu robisz?!
- Ja...Eeeee. Ale, co ty tu robisz z tą ...?!
- Drętwota! Theo, spokojnie, tylko nie krzycz, musimy pomyśleć co teraz– powiedziała Hermiona zdenerwowanym głosem, przechadzając się po pokoju.
- Jak bardzo martwi będziemy, jak ojciec dowie się, że on wie? - powiedział patrząc na nieruchomego przyjaciela na podłodze.
- My? Och, bracie.... będzie Zły przez duże Z, chyba że...
- ...że się nie dowie! Genialna jesteś siostra – pochwalił ją.
- Fretka pewnie i tak prędzej czy później by się dowiedziała - mówiąc to uśmiechnęła się niewinnie.
- Poczekaj, czy ojciec nie miał dać nam jakiegoś zadania z nim w trio?
- Coś sobie przypominam, nie podobało mi się że będziemy musieli pracować właśnie z nim...
- Dobra, ocuć go, wytłumaczymy mu parę rzeczy i karzemy mu złożyć...
- wieczystą przysięgę, tak to dobry pomysł bracie – skończyła za niego.
Hermiona wyjęła z powrotem swoją różdżkę i po chwili Draco odzyskał świadomość.
- Ale.. - wtedy Draco spojrzał na Hermionę i Theodora. Dziewczyna ubrana była w identyczną sukienkę jak córka Czarnego Pana, a chłopak miał garnitur zupełnie taki sam, jak syn Czarnego Pana – to niemożliwe...
- Tak właśnie Smoku...
- Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, że jesteś, że jesteście...?
- Riddle?
- No cóż, to jedna z największych tajemnic taty, więc nie zamierzałem szybko tego robić, ale...
- ... ale tata mówił, że będziemy mieli misję specjalną we trójkę, więc pewnie niedługo byś się dowiedział – siostra znowu dokończyła za niego
- Ale Granger? Twoją siostrą? Szla... Mugolaczka?
- Wypraszam sobie tleniony palancie! - fuknęła zirytowana Hermiona i stanęła bliżej obok brata – jesteś głupi czy ślepy, że nie zauważasz bliźniaczego podobieństwa? Jestem stu-procentową arystokratką!
- Słuchaj, opowiemy ci wszystko pokrótce, a potem złożysz nam przysięgę wieczystą.
- Wieczystą?
- To największy sekret samego Voldemorta, trzeba więcej wyjaśniać? – zapytała z sarkazmem dziewczyna.
Draco posłał jej tylko mordercze spojrzenie. Zabrakło mu argumentów, kiedy zdał sobie sprawę, że nie może jej obrazić za mugolskie pochodzenie. Więc się nie odezwał.
Theodor zaczął więc opowieść. Draco z zdania na zdanie stawał się coraz bardziej zaskoczony. Szczególnie jak słyszał, że bliźnięta kończą za sobą zdania nawzajem. Miał też czas żeby dokładnie przyjrzeć się rodzeństwu i zaczął zauważać jak podobni są do siebie. W szkole nie było tego widać, jako że byli przydzieleni do różnych domów i chyba nigdy nie widział ich razem, ale nadal był to dla niego wielki szok. Na koniec złożył wieczystą przysięgę, która mówiła, że nie może nikomu bez ich zgody powiedzieć o tym kim są. Po chwili stwierdził, że jako arystokrata powinien przeprosić Hermionę za wszystkie lata upokarzań.
- Przyjmij moje przeprosiny – rzucił w jej stronę.
- Nie.
- Przepraszam?
- Nie, nie przyjmuję twoich przeprosin. Zgadzam się z tępieniem szlam, ale przez te wszystkie lata ty się uparłeś właśnie na mnie! Nie wybaczę ci tego – fuknęła i wyszła z pokoju brata trzaskając drzwiami.
- Zawsze taka jest? - zapytał przyjaciela
- Tylko jak jest mowa o tobie. Dałeś jej w kość przez te pięć lat Smoku. Marne przepraszam nie załatwi tu niczego. Dracze, wspomnę ojcu że o nas wiesz i tak by się dowiedział.
Blondyn skiną tylko głową, po czym pożegnał się i wyszedł z pokoju Theo.
***

- Dzień dobry moi drodzy – dźwięk głosu Isabelle rozniósł się po sali, w której reszta domowników jadła już śniadanie.
- Dzień dobry mamo – odpowiedziały razem bliźniaki. A Tom na przywitanie jedynie kiwnął głową.
- Właśnie zamierzałem wam powiedzieć o waszej drugiej misji – najstarszy Riddle odezwał się do swoich dzieci.


***

- Nie jedź do nich.
- Przecież wiesz, że obiecałam. A poza tym miałam ich szpiegować pamiętasz?
- pamiętam, ale te półtora miesiąca to mało na poznanie swojej zaginionej siostry – Theo zwrócił się w stronę Hermiony z miną w podkówkę.
- wiem. Ale...
- ale musisz. No pakuj się tylko obiecaj, że będziesz pisać listy bo...
- ….bo inaczej od razu się zjawisz? - skończyła za brata Hermiona
- Tak właśnie. A jak się coś wydarzy to od razu powiadom mnie …
- telepatycznie – siostra znowu nie dała mu dokończyć.
- Właśnie tak.
- Powtarzasz się. Spakowana. Chyba czas ruszać prawda??
Odpowiedziało jej tylko westchnienie. Sama też nie chciała tam jechać. No bo po co? Nie chciała być wśród ludzi, którzy albo ją ignorowali albo traktowali jak narzędzie do odrabiania pracy domowej. Jasne, zostawała zawsze Ginny – jej najlepsza przyjaciółka. Ale to sprawiało że jeszcze trudniej będzie jej utrzymać tajemnicę. Zawsze mówiły sobie o wszystkim z Ginny, a teraz nie mogła jej nic powiedzieć. Już w listach było jej trudno ukryć prawdę. Poczuła się jeszcze gorzej, gdy zadała sobie sprawę, że nie ma pojęcia jakby dziewczyna zareagowała na tą sprawę. Ginny zostałaby postawiona pomiędzy młotem a kowadłem, musiałaby wybrać pomiędzy rodziną po stronie 'dobra' i przyjaciółką, córką władcy 'ciemności'. Hermiona miała tylko nadzieję, że gdy nadejdzie pora Ginny wybierze właściwie.
Dziewczyna zanim podeszła do kominka napotkała zatroskane spojrzenie rodziców. Łzy napłynęły jej do oczu kiedy oboje podeszli i zamknęli ją w mocnym uścisku.
- będę za wami tęsknić - wymamrotała.
- my za tobą też.
Theo wstawił jej kufer i klatkę z nowiuteńką malutką czarną sówką do kominka.
- Nora! - krzyknęła i zniknęła w zielonych płomieniach.



niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 4

    Witamy!
    Przed wami kolejny rozdział. Na stronie również pojawiła się zakładka 'Bohaterowie'. Bardzo dziękujemy Anastasi za nominację do Liebster Award, postaramy się zamieścić odpowiedzi wkrótce :D Oczywiście wielkie dzięki dla komentujących i czytających ^^
    Enjoy!

    Sweet & Opugno


    - Mogłem się domyślić, że to wy. Gratuluję, udało wam się mnie zaskoczyć - dodał z uśmiechem – To się bardzo dobrze składa. Mówię o waszej postaci animagicznej. Teraz łatwiej będzie was wyciągnąć z Hogwartu na ewentualne najważniejsze zebrania.
    - W jaki sposób ojcze? - spytał Theo.
    - W takiej postaci łatwiej będzie wam się zakraść do Zakazanego Lasu niezauważenie, aby później teleportować się tutaj.
    Rodzeństwo kiwnęło tylko głowami i rozeszło się do swoich pokoi.

    Nazajutrz mieli dzień wolny od treningów, więc Hermiona postanowiła poleżeć w łóżku trochę dłużej. Ostatnie dni były wykańczające, ale była bardzo zadowolona z wyników. Nareszcie po niecałym miesiącu udało jej się osiągnąć postać animagiczną. Z tego co czytała, nawet potężnym czarodziejom zajmuje to ponad pół roku, a jej udało się w tak krótkim czasie. Zastanawiała się co jeszcze mogłaby osiągnąć. Postanowiła po chwili że w wolnym czasie poszuka książek w tym kierunku. Gdy już się ubrała zeszła do jadalni usiadła do stołu na którym czekało już podane przez skrzaty śniadanie. Była w połowie, gdy dołączył się do niej zaspany, ale już ubrany brat i jak zwykle pięknie ubrana i uśmiechnięta matka.
    - Hermiono, tak sobie myślałam, może wybrałybyśmy się na zakupy?
    - Jasne, chętnie się przejdę po sklepach – chociaż miała zapełnioną garderobę po brzegi pomyślała, że dzięki temu będzie miała okazję lepiej poznać matkę - Theo idziesz z nami?
    - Nie dzięki, zakupy to nie rozrywka dla mnie. Prawdę mówiąc myślałem, że mógłbym dziś wpaść do Draco.
    - W takim razie baw się dobrze, Hermiona słonko, myślę że możemy ruszać po śniadaniu.
    Kiedy skończyły pożegnały się z Theodorem i skierowały do gabinetu Isabelle, żeby skorzystać z kominka. Po nałożeniu na Hermionę zaklęć zmieniających kolor włosów i oczu, starsza kobieta wzięła w dłoń trochę proszku fiuu i gdy już obie stały w kominku powiedziała głośno i wyraźnie:
    -Les Deux Magots
    Pod ich stopami zapłonęły zielone płomienie i już po chwili znajdowały się w przytulnej, ekskluzywnej kawiarni. Hermionę zdziwiło to, że nie przeniosły się do Dziurawego Kotła, ale szybko doszła do wniosku, że byłoby to zbyt niebezpieczne. Z tego co wiedziała, na ulicy pokątnej nie było kawiarni o takiej nazwie, więc mogli znajdować się tylko w...
    - Witaj w Paryżu kochanie! - powiedziała rozradowana Isabelle.
    Mogła się domyślić po sukniach matki, że nie wybiorą się do zwykłych sklepów, tylko do tych dla arystokratów. A najlepsze i najdroższe ubrania znajdowały się na Rue la Fayette.
    Na szczęście rano Hermiona postawiła na wygodną elegancję i wybrała zwiewną łososiową sukienkę i sandałki z srebrnymi paseczkami [LINK] , tak, że nie wyróżniała się zbytnio na tle arystokratów zalegających magiczną ulicę Paryża.
    - Jak tu pięknie! – powiedziała zauroczona Miona.
    Ulica Rue la Fayette była zupełnie inna od Pokątnej. Podczas gdy angielska ulica była wzorowana na stare średniowieczne budownictwo, francuska była nie do opisania. Przypominała trochę miejsce z mugolskimi salonami mody, z ta różnicą, że manekiny na wystawach się poruszały, oraz zawartość sklepów była inna. Na zewnątrz także, można było zobaczyć więcej arystokratów poubieranych w gustowne stroje niż zwykłych czarodziei.
    Isabelle od razu skierowała się do najlepiej wyglądającego butiku.
    - Chodź kochanie, musimy kupić ci trochę ubrań. Wybacz moją ciekawość, ale przeglądnęłam twoje stare ubrania i według mnie większość nadaje się tylko na śmietnik! Same mugolskie swetry i takie same niegustowne jeansy.
    Hermionę trochę to zawstydziło, jednak była to całkowita prawda. Nie dbała o ubiór. Dbała tylko o to, żeby było czysto i schludnie, ale zazwyczaj nosiła zwykłe t-shirty z granatowymi jeansami i parą trampek. Dopiero w Riddle Manor, nie chcąc się wyróżniać zakładała sukienki, które znalazła w swojej garderobie.
    Weszły do sklepu, gdzie od razu zajęła się nimi sprzedawczyni. Kobieta zmierzyła tylko klientki i zniknęła na chwilę, żeby pojawić się z naręczem ubrań. Widać było, że Isabelle jest w swoim żywiole, gdy przymierzała wszystkie stroje. Miona nigdy nie przepadała za zakupami, ale jakimś trafem z matką sprawiało jej to przyjemność. Przymierzały, wygłupiały się, dawały sobie rady, a właściwie to Hermiona wysłuchiwała porad i nim się obejrzały były na zewnątrz z mnóstwem toreb. Pani Riddle szybko przywołała jednak jednego ze skrzatów, żeby zabrał ich zakupy do Riddle Manor.
    - Tak naprawdę, to nie miałyśmy jeszcze czasu na żadne babskie pogaduchy, opowiedz mi skarbie trochę o sobie – wypaliła.
    - Och! Myślę, że i tak dużo o mnie wiesz. W każdym razie, wiesz, że jestem w Gryffindorze, moimi przyjaciółmi są Harry i Ron, a raczej do niedawna uważałam ich za przyjaciół. Bardzo lubię czytać książki, właściwie, cały czas siedzę w bibliotece....
    - To wyjaśnia skąd twoja wiedza na tak wiele tematów – uśmiechnęła się do niej miło mama. - Masz już 16 lat, więc zapewne przeżyłaś już swoją pierwszą miłość.. Hmmm?
    - W czwartej klasie, Wiktor Krum... – mruknęła ledwo słyszalnie rumieniąc się przy tym jak piwonia - Jak poznałaś tatę?
    - Sprytna zmiana tematu – zaśmiała się kobieta -
    Sama przyszłam do Toma, gdy tylko usłyszałam o jego planach. Myślę, że to mogła być miłość od pierwszego wejrzenia, ale Tom nie chciał się do tego przyznać. Już po tygodniu zostałam śmierciożerczynią, ale przekonać go do mnie w ten sposób, to już zajęło więcej czasu. W końcu jednak uległ mojemu urokowi. Chyba dalej już nie musze ci tłumaczyć jak się nasze życie potoczyło?
    Po tym zdaniu mrugnęła znacząco do córki, która zaśmiała się cicho. Rozmawiały na wiele tematów, chodząc po sklepach z zamiarem kupna sukienek na bal. Po ich zakupieniu, w świetnych humorach wróciły do domu.
    ***
    W międzyczasie Theo ubrany w swoją ulubioną koszulę [LINK] przeniósł się siecią fiuu do Malfoy Manor. Od razu skierował się do pokoju Draco. Wszedł bez pukania.
    - Hej Smoku – rzucił na powitanie usiadł w obitym skórą fotelu.
    - Hej Theo, ognistej?
    - Jeszcze pytasz. Jak było na zebraniu Czarnego Pana?
    - Wiesz, że nie mogę ci nic powiedzieć. Ukatrupiłby mnie – spojrzał na przyjaciela i odnalazł w jego wzroku zrozumienie - Mówiąc o śmierciożercach, słyszałeś, że Pansy chce dołączyć?
    - Słyszałem. Parkinsonowie ją zmuszają czy sama chce?
    - Podobno sama chce. Pomyślałbym nawet, że chce mi się przypodobać, ale...
    - Wiesz, że się zmieniła, nie jest już taką pustą lalą. A jeśli chodzi o pustaki, jak tam siostry Greengrass ?
    - Nawet mi o nich nie wspominaj – Draco skrzywił się, gdy usłyszał to nazwisko.
    - Czyżbyś dostał od nich kilka listów miłosnych? - dokuczył mu Theo.
    - Żeby tylko kilka. W moim kominku praktycznie nie potrzeba drewna – zaśmiał się – Jakby nie mogły sobie odpuścić. Ale chciałem się w sumie zapytać, kiedy ty dołączysz do Czarnego Pana?
    - Wkrótce – Theo odruchowo potarł dłonią lewe przedramię - Wiesz, rodzice mnie nie zmuszają, więc czekam na odpowiedni moment – uśmiechnął się tajemniczo i pociągnął ulubionego napoju ze szklanki.
    Reszta rozmowy upłynęła im na quidditchu i innych błahostkach, a kiedy Theo pojawił się w Riddle Manor był już późny wieczór. Przyjaciel jednak przypomniał rozmową Draconowi zebranie śmierciożerców. Ciekawość tożsamości bliźniaków zżerała go od środka, ale nie miał pojęcia kto to może być. Jasnym było, że mieli na sobie skomplikowane czary maskujące, więc mogli wyglądać zupełnie inaczej, mogli być nawet w innym wieku. Wydali mu się jednak znajomi.
    ***
    Kolejne dwa tygodnie zleciały bliźniakom na codziennych ćwiczeniach i lekcjach. Któregoś dnia, na początku sierpnia Tom zawołał Hermionę i Theodora do siebie.
    - Wysyłam was na misję – bliźniakom od razu oczy zabłysły – Będzie to jedna z mniejszych operacji, żebyście się sprawdzili. Wasz cel to most Brockdale. Pomysł zostawiam wam, a każde z was dostanie także do dyspozycji piątkę śmierciożerców. Jakieś pytania?
    - Kiedy mamy to zrobić? - zapytała podekscytowana dziewczyna.
    - Myślę, że macie czas do balu, czyli od dzisiaj jakieś dwa tygodnie.
    Skinęli tylko głowami i poszli do biblioteki. Postanowili od razu zabrać się za planowanie misji. Zaraz jak weszli otoczył ich ulubiony zapach książek. Usiedli przy wielkim stole i zaczęli kreślić plany na pergaminach. Ponieważ obydwoje umieli się aportować i przenosić za pomocą czarnych smug dymu, postanowili wykorzystać czary wywołujące mgłę i wiatr. Jedynym problemem pozostawała komunikacja. Nie mieli pomysłu jak powiadomić siebie nawzajem o przejściu do następnych punktów działania podczas trwania misji. Wtedy Miona wpadła na pomysł.
    - Wiesz, braciszku, czytałam ostatnio taką jedną książkę...
    - O czym? - od razu jej przerwał zaciekawiony.
    - Jakbyś mi nie przerywał to byś wiedział! Jedną z tych staromagicznych, tych które tata nam dał – „Magiczne więzy rodzin arystokratycznych” Gregory Bashem, poczekaj przyniosę ją – pobiegła szybko do swojego pokoju.
    - I? - zapytał Theo patrząc na książkę.
    - Są tu wszystkie te arystokratyczne reguły, ale też staromagiczne zaklęcia i wszystkie rodzinne możliwości magiczne. Podobno magiczna ciąża bliźniacza zdarza się bardzo rzadko, a żeby bliźniaki były odmiennej płci to już jest prawie cud. Taka rzadkość wiąże się też z zaletami. Piszą tam, że pomiędzy nimi występuje więź, którą trzeba aktywować, ale dzięki której mogą przekazywać sobie wiadomości i obrazy telepatycznie, przywoływać osobę czy zmieniać dowoli swoje animagiczne postaci.
    - Serio? Co masz na myśli przez „przywoływać”?
    - Tłumaczą to tak, że jeśli jedno z bliźniąt będzie w innym miejscu niż to drugie, to bez względu na jakąkolwiek magię bliźniak może sprawić, że drugi bliźniak aportuje się zaraz obok niego, bez wykonywania żadnej magii przez tego drugiego.
    - Ekstra. Wiesz, że starożytna magia jest silniejsza niż jakakolwiek, no nie? - Hermiona przytaknęła. - Co trzeba zrobić?
    - Mówią o zawarciu bliźniaczej przysięgi czy czegoś takiego... Jest to rodzaj magii grupowej.
    - Eeee... A o co chodzi w tej przysiędze?
    - To tak jakby połączenie naszych umysłów.
    - Jakiś haczyk ?
    - Ćwiczenia. Nie wystarczy sama przysięga. To trzeba samemu w sobie obudzić. Chyba możemy już teraz zawrzeć przysięgę. Czym szybciej tym lepiej.
    Hermiona wzięła książkę i złapała dłonią prawe przedramię brata. Theodor zrobił to samo. Obydwoje zaczęli w tym samym czasie czytać słowa zaklęcia – Geminorum qui ex uno sanguine. Gender posuit diversas animas sicut creatura. Volumus animam Priori et signature magicae annexis. Partium partes unius et unum erimus. Promittimus semen virtute demigrarent finem vitae condimentum. Sit.
    Wraz z kolejnymi linijkami tekstu wokół ich rąk zaczęły pojawiać się srebrne i złote linie świetlne kształtując na ich nadgarstkach starożytne runy.
    Gdy skończyli, większość znaków zniknęła, jednak u obojga na nadgarstku pozostała jedna litera alfabetu starożytnych run, która tłumacząc na angielski znaczyła tyle co 'bliźniacze dusze'. Rodzeństwo zostało w bibliotece do nocy ucząc się telepatii. Rozeszli się do swoich pokoi gdy umieli już rozmawiać ze sobą w myślach i przesyłać sobie obrazy bez problemu.

    Następnego dnia od razu po śniadaniu Hermiona i Theodor mieli mieć lekcję czarnej magii z Tomem w sali, w której zazwyczaj się uczyli, ale zamiast tego zostali zaprowadzeni przez obojga rodziców do podziemi. Żadne z nich jeszcze tam nie było, tak, że teraz obydwoje z zaciekawieniem oglądali to miejsce. Długi hol był oświetlany przez pochodnie, które były ustawione co parę metrów. Co chwila mijali jakieś puste cele. W powietrzu unosiła się wilgoć i czuć było stęchliznę. Gdy szli słyszeli jakby jęki byłych więźniów. Mroczne i straszne miejsce, ale tylko dla więźniów przebywających za kratami.
    - Dzisiaj pokażecie w praktyce czego nauczyliście się, odkąd tu jesteście, na czarnej magii ze mną – zaczął Tom i stanął przed ostatnią celą.
    Wydobywało się z niej ciche stękanie. Okazało się, że na brudnej podłodze w obdartych ubraniach leżała dwójka mężczyzn. Obydwoje mieli długie tłuste włosy, pełno siniaków i gdzieniegdzie zaschniętą krew.
    - Bella ich łapała, dlatego są w takim stanie. Myślę, że możemy zacząć od prostego Imperiusa. Teorię znacie, wiec łapcie za różdżki i próbujcie. Pamiętajcie, tego trzeba naprawdę chcieć - oznajmiła Isabelle, po czym otworzyła zaklęciem kraty.
    Rodzeństwo wyciągnęło swoje różdżki i raz po raz próbowali rzucić na mężczyzn urok. Jednak za każdym razem udawało im się rzucić tylko nikłe niebieskie światełko. Wtedy Miona zaczęła telepatyczną rozmowę:
    - Pamiętasz, jak zmienialiśmy się w koty?
    - Jasne, chodzi ci o skupienie mocy? To może się udać.
    Oboje się skupili i jeszcze raz wypowiedzieli inkantację. Z ich różdżek wyleciały niebieskie promienie i ugodziły więźniów, którzy wstali i zaczęli wykonywać proste rozkazy bliźniaków.
    - Brawo! Dajemy wam wolną rękę, róbcie co chcecie, ale ich nie zabijcie – oznajmiła uradowana Isabelle.
    Nie trzeba było im drugi raz powtarzać. Skupili w sobie magię i po chwili, mrucząc cicho inkantację, mężczyźni zwijali się w bólu, krzycząc i wrzeszcząc. Zmaltretowani odetchnęli dopiero, gdy rodzeństwo myślało nad następnym zaklęciem.
    - Ja zajmuję Levicorpus, Sectumsemprę i Crucio, ty wymyśl coś innego siostrzyczko.
    Hermiona zastanawiała się przez chwilę o co chodzi jej bratu, ale po sekundzie znała już odpowiedź. Ofiara Theo uniosła się parę metrów nad ziemią i zawisła do góry nogami, następnie na jej ciele pojawiły się rany, tak jakby ktoś wziął nóż i nacinał skórę tego człowieka. Wrzask mężczyzny rozległ się po lochach, na jego twarzy malowało się cierpienie, ale był świadomy tego, że to jeszcze nie koniec, w jego oczach widać było wyraźną prośbę o śmierć, wolał umrzeć niż dalej cierpieć. Po chwili wiszący mężczyzna spadł z łoskotem na ziemię, a Theo rzucił na niego Cruciatusa. Mugolak zaczął wić się po brudnej podłodze, wrzeszcząc wniebogłosy. Jego rany powiększały się, po kilku sekundach było widać jego kości.
    - Dość! Gratulacje synku świetnie Ci poszło, teraz Ty córeczko. - matka rodzeństwa przerwała Theodorowi i spojrzała wyczekująco na Hermionę.
    Drugi więzień schował się w kącie, mając złudną nadzieję, że zostanie niezauważony. Hermiona widząc to zaśmiała się szyderczo, po czym rozkazała mu przyjść na środek, wcześniej rzucając na niego Imperiusa, gdy mężczyzna wykonał już polecenie dziewczyna zdjęła zaklęcie. W jego oczach malowało się przerażenie oraz panika, przed chwilą widział co zrobiono z jego towarzyszem i wiedział, że on nie zostanie potraktowany ulgowo, obawiał się, że może być jeszcze gorzej. Miał rację, było dużo gorzej.
    - Kriusedriumetrastium** - Hermiona wypowiedziała dokładnie zaklęcie, a brwi reszty rodziny podjechały do góry, w pytającym geście, ponieważ nikt wcześniej nie słyszał takiego zaklęcia. Chwilę później ogłuszający wrzask wydobył się z gardła drugiej ofiary. Wszyscy byli pewni, że pomimo zaklęć wyciszających, było słychać to w całej posiadłości. Mężczyzna leżał nieruchomo na ziemi i wrzeszczał jak opętany, a wszystko dlatego, że zaklęcie, które go ugodziło powoli obdzierało go ze skóry. Milimetr po milimetrze, jego skóra stawała się prochem. Paręnaście sekund po rzuceniu inkantacji, zemdlał z wycieńczenia, lecz Hermiona pod nosem powiedziała tylko:
    - Sa kinabuhi.*** - i ofiara znów była świadoma. W jego oczach widać było tylko bezgraniczny ból i cierpienie. Po około 5 minutach, wrzask ucichł teraz słychać było tylko pojękiwanie obu mugolaków.
    - Genialne zaklęcie córciu – Tom pochwalił swoją córkę, po czym zaproponował rzucenie Avady. Hermiona i Theodor przygotowywali się na ten moment psychicznie od kilku tygodni, dlatego bez mrugnięcia okiem każde z nich rzuciło potężną klątwę. A potem udali się na obiad.

    Akcję z mostem Brockdale ustalili na dwa dni przed balem. Do tego czasu dopracowywali plan i oprócz lekcji uczyli się także „przywoływania” i zmiany postaci animagicznej. Któregoś dnia, kiedy „przywoływanie” nie wychodziło im od kilku dni, Theodor leżał na łóżku i głęboko myślał próbując rozgryźć ideę tej magii. Cały czas skupiali się na woli, głęboko w sobie chcieli aby drugie ukazało się obok drugiego. Więc Theo spróbował spojrzeć na to z innej strony i zamykając oczy zaczął sobie wyobrażać Hermionę stojącą tuż obok łóżka. Każdy szczegół jej osoby, gdy nagle usłyszał krzyk.
    - Theo! Ty skretyniały zboczeńcu! - gdy otworzył oczy, stała przed nim siostra owinięta tylko ręcznikiem – roześmiał się i zrozumiał, że w końcu udało mu się ją przywołać, ale nie spodziewał się, że akurat wyciągnie ją z łazienki.
    Hermiona nie wiedząc co zrobić zamieniła się w swoją animagiczną postać. Nie kota, ale wielkiej brązowej pantery i rzuciła się na brata, który też zdążył się przemienić w niebieskiego tygrysa, a następnie zaczął uciekać przed siostrą. Na korytarz wypadł w postaci niebiesko niedźwiedzia, co było raczej niezwykłym widokiem, ale on się tym nie przejmował, ratował sobie życie przed rozwścieczoną Mioną, która goniła go w postaci brązowego geparda. Po chwili wspinał się po ścianie jako malutki pajączek i tak dotarł, aż do schodów, lecz gdy usłyszał trzepot ptasich skrzydeł i okrzyk polującego jastrzębia, zamienił się w zwinną małpkę i tak wpadł do salonu gdzie siedzieli państwo Riddle.
    - Ona chce mnie zabić!!! - krzyknął zaraz po zamianie, zwijając się ze śmiechu na podłodze. Hermiona przybiegła parę sekund po nim, w postaci wielkiej lwicy, z wystawionymi na wierzch kłami. Gdy zobaczyła swoich rodziców, zamieniła się z powrotem w rosyjską kotkę, prychnęła na brata i wyszła z wysoko podniesioną głową i ogonem.
    W końcu nadszedł wyczekiwany przez nich dzień. Na miejsce mieli przybyć punkt 8 rano, kiedy na moście będzie największy ruch, więc obydwoje wstali na tyle wcześnie aby zdążyć pozałatwiać wszystkie sprawy. Gdy już byli gotowi razem z śmierciożercami aportowali się bezpośrednio na przeciwne końce mostu. Tego dnia pogoda była piękna, co nie bardzo sprzyjało misji, ale szybko poradzili sobie z tym. Tak jak przewidzieli, na moście znajdowały się setki samochodów mugoli. W myślach dali sobie znak do rozpoczęcia, więc Miona jako pierwsza rzuciła klątwę tworzącą gęstą jak zupa mgłę, a Theo spowodował wiatr. Wtedy cała dwunastka wzniosła się w niebo w postaci czarnych smug dymu i zaczęli rzucać Confringo na wyznaczone elementy mostu. Cała akcja trwała kilka minut, wszystko działo się bardzo szybko. Po kilku mocniejszych klątwach most zaczął się chybotać i burzyć. Po skończonej robocie śmierciożercy wylądowali na stałym gruncie i obserwowali przez chwilę swoje dzieło, po czym aportowali się z powrotem do posiadłości Riddle'ów.





    * napisane w łacinie (której żadna z nas nie zna xd) oznacza to coś w tym stylu :
    Bliźniaki z jednej krwi zrodzone. Płci różnych dusz podobnych istoty. Pragniemy duszą swą, jestestwem i sygnaturą magiczną się połączyć. Pragniemy być częściami jedności i jednością części. Przyrzekamy się doskonalić do końca życia i przekazać naszą moc potomkom. Niech się stanie.
    ** źródło [LINK]
    *** Sa kinabuhi- życie; w języku cebuańskim.



sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 3

Witamy!
Chciałyśmy wam podziękować za wyświetlenia i komentarze. 
Co do zakładki bohaterowie, hmm prawdopodobnie będzie. Zaczęłyśmy nad nią pracować ^^
Enjoy!

Sweet & Opugno

Gotowi przeszli przez kominek siecią fiuu, wprost do rezydencji Malfoy'ów.
Zebranie miało miejsce w sali balowej w Malfoy Manor. Hermiona była ciekawa jaka będzie reakcja młodego Malfoya. Z tego co wiedziała, tego wieczoru mieli być niespodzianką dla większości zebranych. Nie licząc Isabelle i Snape'a nikt o nich nic nie wiedział. Gdy weszli do sali dziewczynę zdziwiła wielkość i wystrój sali. Pierwsze co ją uderzyło to elegancja całego pomieszczenia. Ściany i podłoga wyłożone ciemnym luksusowym drewnem kontrastowały z kilkoma kremowymi szafkami na których zostały poustawiane drogie wazony z białymi hortensjami. Pomimo jasnych mebli pośrodku stał długi czarny stół z przystawionymi do niego krzesłami w czarnym obiciu ale z wypełnieniem koloru e'cri. Gdy Hermiona przeniosła wzrok na stół, zauważyła, że pozostały przy nim trzy wolne miejsca, jedno na szczycie, a dwa pozostałe po lewej i prawej stronie pierwszego krzesła. Zaraz potem miejsca zajmowali najbardziej oddani śmierciożercy – tzw. wewnętrzny krąg. Na końcu stołu siedzieli mniej ważni członkowie, a reszta mniej znaczących śmierciożerców stała. Wejście Czarnego pana z dwoma nowymi osobami wywołało poruszenie. Przed przyjściem Lorda pojawiły się spekulacje kto siedzi na szczycie tuż obok Pana i czemu ich jeszcze nie ma. Teraz wszystko miało się wyjaśnić. Voldemort przystanął i przemówił.
- Witajcie. Dziś mamy wyjątkowe zebranie. Do ścisłego kręgu moich popleczników dołączą moi potomkowie. Moja córka i syn. Podjedźcie bliżej – ostatnie słowa skierował do swoich dzieci.
Po stole rozległy się ciche szepty i zrobił się szum. Każdy chciał zobaczyć jak wyglądają potomkowie Czarnego Pana. Zastało ich jednak rozczarowanie, gdy rozpoznali umiejętnie rzucone czary maskujące. Nie trwało to długo, bo w następnej sekundzie wszyscy umilkli oczekując na to co zrobi ich pan. Voldemort wyciągnął różdżkę i wymawiając inkantację zaczął kreślić wzory na skórze Hermiony. Dziewczyna skrzywiła się lekko czując ból w przedramieniu, jednak nic nie powiedziała. Nie mogła pokazać śmierciożercom żadnej słabości. Kiedy skończył jej oczom ukazał się mroczny znak, jednak nie na długo, bo ojciec od razu rzucił zaklęcie kamuflujące tak, żeby nikt nie mógł go zobaczyć. To samo uczynił z przedramieniem Theodora. Po skończeniu Voldemort odwrócił się do swoich sług.
- Muszę was przestrzec,że nikt nie ma się dowiedzieć o ich istnieniu. Nikt z was też nie pozna ich imion. Macie się do nich zwracać Panie, Pani. Gdyby kogoś naszła ochota zdradzić komukolwiek spoza naszego kręgu, o istnieniu moich dzieci, kara będzie najsroższa.
Wszyscy śmierciożercy potaknęli ze zgrozą w oczach, wiedzieli bowiem, że Lord Voldemort nie rzuca słów na wiatr.
- Teraz dalsza część zebrania. Jestem zadowolony z dotychczasowych wyników przeprowadzonych akcji. W tym miesiącu planuję jeszcze jedne przedsięwzięcie. Tym razem na mugolskie miasteczko Derby. Chętni zgłoszą się do Lucjusza. W połowie sierpnia zostanie również zorganizowany bal dla wybranych. Osoby te dostaną osobiste zaproszenia. To wszystko.
Tymi słowami pożegnał się z swoimi sługami i wraz ze swoimi potomkami opuścił salę. Po zebraniu pomimo zaproszenia Lucjusza na uroczystą kolację państwo Riddle wrócili od razu do Riddle Manor.
Gdy pojawili się w gabinecie ojca Hermiona i Theo mieli zamiar pójść do swoich komnat, ale powstrzymał ich syk wielkiego węża kłębiącego się przy wyjściu.
- Nagini, nareszcie wróciłaś – przywitał węża Tom.
- Tak Panie.
- Poznaj moje dzieci, Hermionę i Theodora
- Witajcie.
- Witaj Nagini - odpowiedziała jej zdziwiona Hermiona. Podejrzewała, że jest wężousta, ale kiedy pierwszy raz użyła języka węży, po skórze przeszły jej ciarki - Ojcze, czy możemy odejść już do swoich komnat?
- Tak, idźcie, wypocznijcie.
Rodzeństwo skierowało się do swojego skrzydła. Hermiona po dotarciu na miejsce wzięła długą kąpiel w gorącej wodzie. Pod wodą uważnie obejrzała swoje przedramię. Było to lekko przerażające, że znaku nie było widać, a i tak tam był. Nie chciało jej się wierzyć, że jeszcze przed tygodniem żyła nie mając o niczym pojęcia. To ją najbardziej bolało. Dodatkowo zdała sobie sprawę, że Harry i Ron traktowali ją jakby była użyteczna tylko przy odrabianiu zadań domowych. Cierpiała coraz bardziej, gdy uświadamiała sobie, że będąc najlepszą czarownicą w szkole była ciągle gnębiona. Teraz wszystko miało się zmienić na lepsze. Wyszła z wanny i przebrała się w jedwabna koszulę nocną. Czytała podręcznik do zaawansowanych eliksirów, na swoim łóżku, kiedy w drzwiach jej pokoju pojawił się Theo. Relacje pomiędzy nimi uległy gruntownej zmianie, od kiedy dowiedzieli się, że są rodzeństwem. Świetnie czuli się w swoim towarzystwie i byli dla siebie jak najlepsi przyjaciele, tak jakby znali się od zawsze.
- Patrz co mam – powiedział Theodor szczerząc się jak głupi od ucha do ucha.
- Ognista whiskey. Skąd to wziąłeś?
- Napisałem do zaprzyjaźnionego właściciela pewnego sklepu i mi przysłał. Napijesz się ze mną? - nie czekając na odpowiedź położył whiskey na stoliku, a sam rzucił się na łóżko obok siostry.
- Ehmmm – spojrzała w jego stronę wzrokiem niewiniątka.
- Nie mów, że nigdy nie piłaś – mówiąc to jego uśmiech poszerzył się dwukrotnie, a w oczach zatańczyły diabelskie iskierki.
- Nie miałam okazji – mruknęła tylko Miona.
- To teraz masz - Theo wyszczerzył się do siostry nalewając jej i sobie. Hermiona od razu wypiła całą zawartość szklanki i zaczęła się krztusić. Oczy zaszły jej łzami, a Theo wybuchł śmiechem.
- Przestań! Nie ma się z czego śmiać! - mówiąc to sama się śmiała.
- Nawet nie wiesz jak śmiesznie wyglądałaś! Następnym razem powoli Księżniczko! Potem, jak się wprawisz to urządzimy sobie zawody - zaśmiał się zawadiacko.
- Zobaczysz, pokonam cię, ty mój czarny książę.
- Na pewno nie! Jestem najlepszy, w Slytherinie zawsze wygrywam!
- Serio? A Malfoy? - zapytała z czystej ciekawości.
- Nawet on nie daje mi rady, chełpi się tylko poza domami.
- Jaki on jest? Normalnie też jest takim dupkiem?
- Nie, poza tym, że trochę za bardzo obnosi się z majątkiem jest spoko, no i tak jak my nienawidzi szlam. Dlatego jest taki niemiły dla całego Gryffindoru. Uważa ich za szlamy albo zdrajców szlam. Co do niego, to jest towarzyski, ale zawsze można z nim pogadać jak się ma problem. Jest prawdziwym przyjacielem, przynajmniej dla mnie i dla Blaise'a.
- Jak to się stało, że jesteście przyjaciółmi?
- Tak wyszło. Jego rodzice to bliscy przyjaciele z moimi... eee z państwem Nott - Theo spuścił wzrok, przypominając sobie o rodzicach zastępczych.
- Wiedziałeś że jesteś tak naprawdę Riddle?
- Nie do końca. Wiedziałem tylko, że jestem adoptowany, ale rodzice to znaczy Nott'owie, powiedzieli mi, że to była arystokratyczna rodzina i że już nie żyją. Wyobraź sobie moją ulgę, ale też zaskoczenie kiedy powiedzieli mi prawdę, że tak naprawdę nie są martwi, że wkrótce przyjadą po mnie. Czekałem do ostatniej chwili spięty, bo nie chcieli mi powiedzieć kim są. Dodatkowo Isabelle nie powiedziała mi jak ma na nazwisko i kto jest ojcem do momentu kiedy wszedłem do gabinetu ojca.
- No nieźle. Wiesz, przynajmniej nie porwali cię z własnego domu.
- Haha, dobrze się tu czujesz prawda?
- Jak jeszcze nigdy. Zawsze czułam, że nie mogę być szlamą i czekałam na moment kiedy powiedzą, że nią nie jestem.
- Taki kobiecy instynkt ? - zapytał sarkastycznie Theo, znów się szczerząc.
Dziewczyna popatrzyła tylko na niego z byka i mówiła dalej.
- Nie spodziewałam się, że tak naprawdę to się wydarzy! Równie nieprawdopodobne byłoby, gdyby Snape w końcu umył włosy!
Po uwadze na temat Snape'a, rodzeństwo roześmiało się na dobre. Przez chwilę nie mogli złapać tchu, ale gdy już się ogarnęli, rozmowa zaczęła się na nowo.
- O czym myśmy rozmawiali? - zapytał Theo, wiąż się uśmiechając.
- Chyba o Malfoy'u - odpowiedziała Miona.
- Tak racja. Wiesz, chciałbym, żebyś go poznała. On jest zupełnie inny, gdy nie ma założonej tej swojej maski obojętności – po krótkim namyśle dodał – Pasowalibyście do siebie.
Zaraz pożałował tej uwagi, ponieważ poduszka wylądowała na jego twarzy z niebagatelną siłą.
- Auuua – mrukną tylko rozmasowując nos.
- Pomijając niedorzeczną uwagę na temat naszego partnerstwa, to z chęcią bym poznała tego gogusia. Nienawidzę go, ale skoro mówisz, że jest okey... - po tym zdaniu zapanowała krótka cisza.
Ciszę przerwał Theodor.
- Tylko ojciec pewnie się nie zgodzi.
- Pewnie nie, a Malfoy nadal jest z tym pustakiem Pansy?
- No coś ty, nie są już ze sobą od dłuższego czasu. Poza tym Pansy się zmieniła. Już nie wygląda jak dziwka i nie zachowuje się tak. Wiedziałaś, że chce dołączyć do Śmierciożerców ?
- Serio? Kiedy? - zapytała zdziwiona, ale po chwili dodała podejrzliwie - Skąd ty to wiesz?
- Podobno na następnym zebraniu. Tak, że na balu już będzie. Jej rodzice są zaproszeni. Mam swoje źródła siostrzyczko – mówiąc ostanie zdanie uśmiechnął się tajemniczo.
- Ciekawie się zapowiada – Hermiona pogrążyła się w swoich myślach, ale brat szybko wyrwał ją z rozmyślań.
- A jacy są Potter i Weasley? Tacy święci za jakich społeczeństwo ich uważa?
- Hahaha, to duże niedopowiedzenie, sami nie potrafią niczego zrobić. O przepraszam, jedyne co potrafią sami zrobić to mówić jacy są świetni i pakować się w kłopoty, z których ja ich muszę wyciągać. Widziałeś ich na zajęciach, nie są zbyt mądrzy. Dają sobie radę bo to ja odrabiam większość ich prac domowych. Na zajęciach GD to zazwyczaj ja uczyłam. Szczerze to mam ich już dość, a szczególnie tego przygłupa Weasley'a.
- Czemu im pomagałaś?
- A jaki miałam wybór? Inaczej stali by się pośmiewiskiem.
- A teraz cię to obchodzi?
- Zdecydowanie nie. Skończyła się moja pomoc, niech radzą sobie sami.
- Bardzo mądra decyzja Księżniczko – mówiąc to uśmiechnął się do niej i podał jej szklankę z whiskey.
Rodzeństwo długo jeszcze rozmawiało, jednak gdy doszli do końca butelki Theo poszedł spać do siebie.
Następnego dnia Hermiona obudziła się wypoczęta, pomimo wypitego alkoholu nie miała kaca, więc zadowolona już po chwili była w łazience. Ubrana zeszła do jadalni zjeść razem z rodziną śniadanie. Przypomniała sobie, że zaraz po jedzeniu mieli mieć zajęcia z animagii i posmutniała trochę, bo ani jej ani bratu nie udało się przemienić w zwierzę ani razu. Raz udało jej się na tyle, że wyrósł jej ogon i białe wąsy. Innego zaś razu zamiast paznokci pojawiły się pazurki. Była już troch zmęczona brakiem rezultatów, ale nie poddawała się, była zbyt ambitna na to żeby się poddać, a poza tym założyła się z Theo o to kto szybciej się przemieni.
Już ja mu wymyślę zadanie – pomyślała Miona.
Na zajęcia poszła zdeterminowana i zdecydowana osiągnąć ostateczna formę animaga.
- Tak jak zwykle, oczyśćcie swój umysł i skupcie w sobie swoje prawdziwe ja, jak już będziecie gotowi wypowiedzcie inkantację.
Hermiona skoncentrowała się na swoich myślach. Uporządkowała wszystkie i zaczęła skupiać swoją moc w środku próbując ją sobie wyobrazić. W pewnym momencie przestały do niej dochodzić odgłosy wokół. Kiedy już poczuła całą swą moc w wszystkich częściach ciała wypowiedziała zaklęcie. Nagle wokół niej wszystko zaczęło rosnąć, albo to ona traciła na wysokości. Poczuła, ze jej skóra zaczyna porastać sierścią i gdy spojrzała na swoje odbicie w lustrze zobaczyła pięknego wielkiego kawowego kota rosyjskiego [link].
- Miona! Udało ci się! Jesteś kotem! - krzyknął podekscytowany Theo, po czym przypomniał sobie o zakładzie i mina mu zrzedła.
Dziewczyna chciała mu odpowiedzieć ale z jej gardła wymknęło się tylko miauknięcie
- Brawo kochanie! - pochwaliła ją matka.
Hermiona popatrzyła tylko na swojego brata tryumfującym, a zarazem pogardliwym wzrokiem, dając mu do zrozumienia że teraz jego kolej.
- Dobra, spróbuję - dodał z prychnięciem, widząc jej wzrok.
Po chwili obok Hermiony stał takiej samej wielkości i rasy kot o błękitnej sierści [link].
- Brawo! Nie spodziewałam się u was tej samej postaci animagiczej! - powiedziała uradowana Isabelle - Wypróbujcie co potraficie!
Koty wyszły z sali i skierowały się do gabinetu ojca. Tom nie zauważył ich obecności i nadal przeglądał raporty z akcji śmierciożerców. Kawowa kotka zaskoczyła go, kiedy wskoczyła na jego kolana.
- Czyżby Isabelle kupiła kota? - wtedy Theo wskoczył na biurko i zwinął się w kłębek na papierach. - Dwa koty?
Tom zaczął głaskać zwierzątka i próbował kontynuować pracę, ale zwierzaki mu na to nie pozwalały. Pstryknął wiec palcami i po chwili pojawił się obok niego skrzat.
- Tutku, zawołaj proszę Panią Riddle.
- Tak jest sir – odpowiedział skrzat kłaniając się.
Po chwili w drzwiach pokazała się rozbawiona widokiem Isabelle.
- Możesz zabrać proszę swoje koty?
- To nie są moje koty kochanie.
- Więc czyje? Bliźniaków?
- Można tak powiedzieć.
- Zawołaj ich tu kochanie.
Koty zamiauczały głośno.
- Myślę, że to nie będzie potrzebne – powiedziała uśmiechając się niewinnie.
Tom spojrzał na nią zdziwiony.
- Już tu są – dodała widząc zdziwiony wzrok męża.
Koty zeskoczyły na ziemię i już po chwili w ich miejscach stały bliźniaki, które śmiały się do łez z zaszokowanej miny ojca.
- Mogłem się domyślić, że to wy. Gratuluję udało wam się mnie zaskoczyć - dodał z uśmiechem.




*Miasteczko zaczerpnięte z „Duma i uprzedzenie” na potrzeby opowiadania 


piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 2

Witamy!
Kolejny rozdział przed nami. Na początek bardzo chcemy podziękować za komentarze i opinie. Mega się cieszymy z każdego, choćby najmniejszego :D
Anonimowy - to całe przeprowadzanie się, tu chodziło nam o to, żeby pokazać jak wściekła jest Hermiona, że ją tyle czasu okłamywano. Myślę, że po tym rozdziale będzie to lepiej widać :D 
Paulaaa - co do Theo, będzie to wszystko wytłumaczone :D Ale potrzymam Cię trochę w ciemności xD
Serpenti - cieszymy się, że Ci się podoba i mamy nadzieję, że dalej będzie Ci się podobać! ^^
Green - Już jest! Życzę miłego czytania :D
Pola - my już na Fb rozmawiałyśmy, jeszcze raz dzięki!
Karolina - również dzięki :>
Sweet & Opugno



- Różne wersje krążą po świecie czarodziei, ale chcielibyśmy wam przedstawić prawdziwą historię – zaczęła Isabelle.
Nie zdążyli zadać pytania o jaką historie chodzi, bo Tom zaczął opowiadać.
- Kiedy mieliście rok pojawiła się przepowiednia. Nie do końca wiedziałem jaka była jej treść, ale wiedziałem że narodzi się dziecko które będzie miało moc, której nie znam. Dowiedziałem się, że chodzi o potomka Potterów, więc włamałem się do ich domu w nocy, żeby po cichu zabić małego Harry'ego. Nie wszystko poszło po mojej myśli, bo zjawił się Dumbledore i zaczęła się walka. Rzuciłem w Harry'ego avadą, ale to nie ja zabiłem Lily i Jamesa, tylko ten stary głupiec, a mnie obarczył winą. Przez to, że mnie przeklnął, źle rzuciłem avade i przez to ten dzieciak ma bliznę i połączenie mentalne ze mną. Jednak to ja w pełni kontroluję owe połączenie. Wróciłem do domu słaby, gdyż klątwa Dumbledora mnie powoli zabijała. W rezydencji zastałem Isabelle z Theo, ale po tobie ślad zaginął, Hermiono. Byłem wściekły, chciałem cię szukać od razu, ale byłem za słaby. Musieliśmy ruszać znaleźć przeciwzaklęcie, bo byłem coraz słabszy. Gdyby nie podtrzymujące życie zaklęcia już bym nie żył. Musieliśmy oddać także Theo naszej przyjaciółce Laurze Nott. Nie mogła mieć dzieci, a bardzo chciała, więc chętnie wzięła ciebie pod opiekę – Tom spojrzał w kierunku syna – dodatkowo, wiedzieliśmy że nie byłoby możliwości, żeby Cię przyjęli do Hogwartu pod nazwiskiem Riddle. Przez 13 lat szukaliśmy rozwiązania na moją 'dolegliwość'. Kiedy znaleźliśmy odpowiedź czekaliśmy na odpowiedni moment, ponieważ potrzebna była krew wroga. Jako, że Dumbledore jest dla mnie największym wrogiem, a nie byłem na tyle silny aby jakimkolwiek sposobem wziąć od niego krew, to zamiast tego użyłem krwi Harry'ego, jako największego sojusznika mojego wroga. Kiedy już się odrodziłem i powróciłem do pełni sił, wszystko trzeba było zorganizować. Przez rok udało nam się dużo osiągnąć. Odnalazłem większość śmierciożerców, wyciągnąłem ich z Azkabanu oraz namierzyłem ciebie Hermiono. Sprawdziliśmy w rejestrze adoptowanych dzieci mugoli, ale nie było cię tam. Dumbledore starał się ciebie dobrze ukryć, ale nie zmienił ci imienia. Niewiele dzieci ma takie rzadkie arystokratyczne imię, nie jestem pewny czy nawet czarodzieje wiedzą, że jest to imię czystokrwistych. W każdym razie, prześwietliliśmy Grangerów. Twoja 'matka' okazała się być bezpłodna, ale nie widnieli w żadnym rejestrze rodzin zastępczych. Wtedy już wiedzieliśmy, że to ty.
- A co z przepowiednią? - zapytał zaciekawiony Theodor.
- Ach, przepowiednia. Nie działa. Już nie jest aktualna.
- Jak to? Całe działanie Zakonu, całe działanie Harry'ego, wszystko to na nic? - spytała zaskoczona i zaciekawiona Miona.
- W zasadzie to tak. Nie działa ponieważ, małe dzieci otrzymują najwięcej mocy od swoich rodziców. Dlatego mugolaki nie są zbyt potężne. Otrzymywanie zazwyczaj odbywa się przez jakieś półtorej do dwa lat...
- Racja czytałam kiedyś o tym, przepraszam, kontynuuj – wtrąciła dziewczyna
- Ponieważ rodzice Harry'ego zostali zabici przez Dumbledora Harry stracił możliwość bycia bardzo potężnym czarodziejem i tym samym szansę bycia potężniejszym ode mnie. Jedyne co posiada więcej to umiejętność rozmawiania z wężami, zdążyłem to sprawić czarno magicznym zaklęciem zanim musiałem uciekać. Stary Dumbledore dobrze o tym wiedział. Zabijając Potterów sprawił, że Harry nigdy nie dałby mi rady, czyli tak naprawdę moim jedynym możliwym przeciwnikiem jest sam Dumbledore.
- Czyli profesor tylko nami manipuluje? Nikt nie wie co się stało tak naprawdę? - dopytywała się brązowooka.
- Oprócz naszej czwórki i niego to nikt, zresztą kto by mi uwierzył. Teraz idźcie spać, porozmawiamy jeszcze jutro po śniadaniu. Myślę, że przyda wam się sen po takiej ilości informacji. Skrzaty was rano obudzą. Dobranoc - ojciec bliźniaków zakończył rozmowę.
Rodzeństwo dopiero teraz zorientowało się, że jest już po północy. Opowiadanie ojca wciągnęło ich na tyle, że nie zauważyli upływu czasu. Hermiona długo nie mogła zasnąć. Po głowie wciąż krążyły jej słowa ojca. Przez tyle lat była okłamywana przez rodziców, a właściwie przez rodzinę zastępczą i samego Dumbledora, który był dla niej wzorem do naśladowania, ikoną dobra. Wezbrała się w niej złość. Nikt nie lubi być okłamywany. Szalę goryczy przeważył fakt, że dyrektor Hogwartu dobrze wiedział że nie była jakąś tam szlamą, a arystokratką. A jednak nic nie mówił. Stary manipulator. Hermiona stwierdziła, że zrobi wszystko, żeby Dumbledore przegrał. Wcześniej miała wątpliwości czy zdradzić „jasną” stronę, ale teraz była już pewna. Z tą myślą zasnęła.
Rano została obudzona przez skrzata.
- Panienko, pan kazał panienkę obudzić i zaprowadzić do jadalni kiedy będzie panienka gotowa, madame.
Hermiona tylko kiwnęła głowa i poszła do garderoby. zamierzała się nie zbłaźnić i ubrała [link]. Kiedy weszła do jadalni za skrzatem zobaczyła trójkę siedzących już osób przy stole. Tym razem Theo się postarał i ubrał czarne jak smoła jeansy oraz grafitową koszulę. Po śniadaniu rodzina została przy stole, ale tym razem mówić zaczęła Isabelle.
- Też muszę wam o czymś opowiedzieć. Wywodzę się z starego potężnego francuskiego rodu Larousee. Mój ród jest niezwykły ponieważ nasi potomkowie mają zazwyczaj bardzo dużo mocy. Moja moc w połączeniu z mocą Toma czyni was silniejszymi magicznie od któregokolwiek z nas. Dlatego, żeby wasz talent się nie zmarnował, przez wakacje będziemy was uczyć dodatkowych zajęć. Postanowiliśmy że przyda wam się zaawansowana wiedza z zakresu czarnej magii, legilimencji, oklumencji, eliksirów i transmutacji, w tym animagi, która zajmuje zazwyczaj rok czy dwa, ale myślę ze wam uda się opanować to do końca wakacji. Nauczycielami będziemy my i profesor Snape. On jedyny będzie wiedział jaka jest wasza prawdziwa tożsamość – zakończyła swój monolog matka bliźniaków.
Jak na zawołanie do jadalni wszedł profesor w czarnej pelerynie.
- Witaj Panie – przywitał się ze swoim panem Snape
- Witaj Severusie – odpowiedział cicho Tom.
Snape spojrzał na bliźniaki. Przez jego twarz przeminął się cień ogromnego zdziwienia gdy ujrzał Hermionę, jednak od razu się zreflektował i na powrót włożył swoją maskę obojętności.
- Severus będzie was uczył tylko eliksirów. Ja się zajmę czarną magią i legilimencją a matka oklumencją i transmutacją. Zaczniecie już dziś od eliksirów. Idźcie za Severusem, zaprowadzi was do laboratorium. Rodzeństwo wstało od stołu i podążyło za profesorem.
- To tutaj. Jesteście Państwo najlepszymi uczniami na roku, wierzę więc że nie będzie problemów, dlatego od razu przejdziemy do zaawansowanych nauk. Zaczniemy więc od Hiccoughing Solution*.
Siedzieli tam przez dwie godziny warząc bardzo skomplikowany eliksir. W tym czasie nikt się nie odezwał, rodzeństwo było bardzo skupione. Dzięki temu eliksir wyszedł im bezbłędnie. Kiedy skończyli przyszedł po nich skrzat i ogłosił przerwę na lunch. Profesor Snape podziękował za zaproszenie na lunch, po czym opuścił rezydencję żegnając się z obecnymi. Siedząc już przy stole Isabelle zaczęła rozmowę od tematu eliksirów. 
- Co robiliście na eliksirach ? - zapytała miło
- Warzyliśmy Hiccoughing Solution
 - odpowiedział Theo
- Zaczęliście od eliksirów dla zaawansowanych – bardziej stwierdził niż zapytał pan domu
- Yhymm – mruknęła tylko jego córka zajmując się jedzeniem.
Przez chwilę zapanowała cisza, która była przerywana odgłosami sztućców stukających o talerze.
- A jak wam się podoba tutaj? W waszym domu? - zapytał po chwili Tom
- Jest świetnie, najbardziej podoba mi się jak traktowane są skrzaty - wypaliła Hermiona. Po chwili gdy uświadomiła sobie co powiedziała zarumieniła się lekko z zażenowania, a wszyscy przy stole wybuchnęli śmiechem.
 Po zjedzeniu udali się z ojcem na lekcje czarnej magii. Tym razem znajdowali się w sali która bardzo przypominała salę treningową GD.
- To może zaczniemy od teorii. Kto mi powie co to jest czarna magia ? - zapytał Tom.
I tak zaczęła się godzinna lekcja o czarnej magii, po której była dwugodzinna nauka l
egilimencji. Po zajęciach z ojcem zasiedli do kolacji.
- Jutro zaczniecie od lekcji oklumentacji, a poźniej zajmiemy się transmutacją – ogłosiła Isabelle po kolacji.
Kiedy się rozeszli do swoich komnat, Hermiona po raz kolejny przemyślała swoją decyzję i podążyła do gabinetu Toma. Zapukała cicho a kiedy usłyszała zaproszenie weszła. Czarny Pan czytał właśnie raporty z misji swoich sług lecz gdy zobaczył kto do niego przeszedł odłożył je na bok, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Witaj Hermiono, coś się stało?
- Witaj ojcze, chciałabym porozmawiać.
Tom jedynie skinął głową na znak tego, że słucha.
- Chciałabym wstąpić do Śmierciożerców – powiedziała na jednym wydechu - za długo ludzie mnie okłamywali i obrażali za to, kim tak naprawdę nie byłam. Przez 5 lat byłam niesłusznie gnębiona za bycie szlamą. Teraz kiedy znam prawdę, chcę żeby Dumledore zapłacił za wszystkie wyrządzone mi krzywdy. Za wszystko co zrobił naszej rodzinie – z każdym słowem była pewniejsza swoich racji i tego że słusznie postępuje.
Po raz drugi tego wieczoru, ktoś zapukał do gabinetu Toma, tym razem był to Theodor.
- Ja również chce zostać śmierciożercą – powiedział na wstępie, był pewny swego, a jego wypowiedź była bardzo zwięzła.
- Świetnie. Wstąpicie do ścisłego kręgu na następnym zebraniu, które odbędzie się w najbliższa sobotę. Jednak obydwoje będziecie mieli maski i zmienione głosy tak aby nikt was nie rozpoznał. Przedstawię was jako moja córkę i syna.
- Ojcze, jest jeszcze jedna sprawa. Obiecałam Ronowi i Harry'emu, że przyjadę do nory na ostatni tydzień.
- Pojedziesz tam. Na razie będziesz pod przykrywką, nie chcę aby ktokolwiek poza nasza piątka wiedział kim tak naprawdę jesteś. Wasze zachowania nie mogą wzbudzić żadnych podejrzeń.
- Mogę ci przekazywać informacje z Zakonu - wypaliła nagle Hermiona.
- Tak myślałem, że zgodzisz się zostać szpiegiem.
- Już teraz mam dużo przydatnych informacji. Dumbledore jest strażnikiem tajemnicy zaklęcia Fideliusa miejsca obrad Zakonu Feniksa. Wiem gdzie to jest i wiem kto dokładnie jest w Zakonie. Wiem, ze Dumbledore jest tak głupi, że wierzy iż Snape jest mu wierny, ale reszta członków mu nie ufa. Aktualnie nie wiem co planują, ale gdy pojadę do Nory na pewno będę w posiadaniu informacji o bieżących akcjach.
Ta trójka długo jeszcze siedziała w gabinecie Toma, Hermiona opowiedziała ojcu o wszystkim co wydało jej się ważne, a gdy porozchodzili się wreszcie do łóżek było sporo po północy.

Hermiona obudziła się bardzo wcześnie, ledwo wschodziło słońce. Jej głowę od razu zapełniły pytania, ale nie na wszystkie znała odpowiedzi.
Co z Harry'm i Ronem? - To kretyni szczególnie Ronald, nie ma co się na razie nimi przejmować – odpowiedział jej cichy złośliwy głosik
Jak teraz będzie wyglądać moje życie?
Tak jak wcześniej, nie możesz się ujawnić, jeszcze nie...
Jak zakończy się ta wojna, kto wygra? Gdzie będziemy się spotykać w Hogwarcie z Theo? Przecież nikt nie może nas zobaczyć... 

Na ostatnie dwa pytania nie znała odpowiedzi, chociaż co do pierwszego to wiedziała, że będzie walczyć tak długo, aż nie wygrają.

Na śniadaniu opowiedzieli Isabelle o planach dołączenia do Śmierciożerców. Matka była lekko zdziwiona, ale również zadowolona z ich wyboru. Po posiłku Hermiona udała się z matką na oklumencję, a Theo z ojcem na legilimencję. Po dwóch godzinach bliźniaki miały zamienić się miejscami. Kobiety usiadły w bawialni, w głębokich skórzanych fotelach.
- Odpręż się kochanie. Wiem od Toma, że przeczytałaś wiele książek o oklumencji, zdajesz wiec sobie sprawę że do nauki potrzebny jest spokój.
Matka z córką przez kilka chwil siedziały w kompletnej ciszy, po tym czasie Isabelle odezwała się ponownie.
- Dobrze, za pierwszym razem będę delikatna. Zazwyczaj początkujący starają się wznieść mur pomiędzy myślami, a obcym umysłem. Jednak to nie jest jedyny sposób na obronę umysłu. Ja na przykład podkładam obcemu umysłowi fałszywe myśli. Spróbuj najpierw z murem.
Dziewczyna spróbowała wyobrazić sobie mur na granicach jej myśli. Po chwili poczuła w swojej głowie czyjąś obecność. Jej mur runął bardzo szybko i nim się zorientowała, Isabelle mogła oglądać wspomnienia z ćwiczeń GD. Matka wycofała się szybko z jej umysłu.
- Jak na pierwszy raz było dobrze. Teraz spróbuj utrzymać to zabudowanie dłużej.
Hermiona na powrót wzniosła mur i utrzymała go kilka sekund dłużej, ale obcy umysł ponownie go zburzył i tym razem oglądał wspomnienia z ważenia eliksiru wielkosokowego.
- Lepiej, ale to nie wszystko na co Ciebie stać. Będziemy musiały jeszcze poćwiczyć, na dobra sprawę nikt nie nauczył się oklumencji w dwie godziny.
Hermiona poszła do ojca, a Theo zajął jej miejsce w skórzanym fotelu. Po upłuywie dwóch godzin wszyscy udali się na lunch. Po jedzeniu bliźniaki udały się na transmutacje z matką. Z tej dziedziny okazało się ze radzą sobie bardzo dobrze, wiec od razu przeszli do animagii.
- Z animagią jest ten problem, że za pierwszym razem nikt nie wie jakim jest zwierzęciem. Ogólnie to nie jest trudne, wystarczy poćwiczyć i kiedy już się uda, będzie to reakcja automatyczna. Na razie poćwiczymy samo zaklęcie. Powtórzcie: Ka hare phoofolo **
- Ka hare phoofolo – powtórzyli jednocześnie
- Dobrze, teraz musicie wyciszyć umysł i uspokoić się.
Isabelle poczekała kilka sekund, zanim ponownie zaczęła mówić.
- Teraz najważniejsze jest to żebyście skupili się na swoim wewnętrznym ja. Kiedy już będziecie gotowi rzućcie zaklęcie.
Minęło parę dobrych minut zanim bliźniaki zdecydowały się wypowiedzieć zaklęcie. Jednak kiedy już każde z nich powiedziało odpowiednie słowa niewiele się zmieniło w ich wyglądach. W każdym razie na pewno nie byli zwierzętami. Jedyne zmiany jakie zaszły w ich wyglądzie, to takie, że Hermionie wyrosły białe wąsy, a źrenice Theodora zwęziły się.
- Wspaniałe, niewielu uczniom udaje się wyczarować chociażby część zwierzęcia za pierwszym razem! Myślę że wam uda się bardzo szybko osiągnąć ostateczna formę – pochwaliła dzieci dumna z nich matka.
W ten sposób minął im czas do soboty. W sobotę wieczorem cała czwórka przygotowywała się do zebrania. Tom zmienił się na powrót w srogo wyglądającego Voldermorta i przyodział prostą czarną szatę. Isabelle zaś ubrała się w przepiękna suknię do ziemi w kolorze ciemnego fioletu [link], na która zarzuciła czarną szatę śmierciożercy, na twarz założyła srebrno-złotą maskę, odkrywającą jedynie usta i oczy . Nikt nie wiedział, że jest żoną Voldemorta, dlatego Isabelle wyszła wcześniej, aby nie wzbudzić podejrzeń. Theodor ubrał eleganckie szaty wyjściowe, na które również zarzucił szaty śmierciożercy. Górna połowa jego twarzy osłonięta była przez srebrną maskę, na której wygrawerowane były węże jako znak czyim jest synem. Hermiona była ubrana w elegancką sukienkę w kolorze ciemnej zieleni [link]. Tak jak reszta zarzuciła nowo uszyte czarne szaty, przez które widać było jednak jej suknię. Jej twarz osłaniała maska podobna do Theo lecz dodatkową rzeczą były maleńkie szmaragdy otaczające dookoła jej maskę. Tuż przed wyjściem ojciec rzucił na nich zaklęcie, które sprawiło że ich włosy i oczy stały się ciemno fioletowe.
Gotowi przeszli przez kominek siecią fiuu, wprost do rezydencji Malfoy'ów. 
cdn.



** zaklęcie wymyślone na potrzeby opowiadania, znaczy to:„wewnętrzne zwierzę” w języku sotho